„Solidarność” z suspensem
Historia „Solidarności", zwłaszcza tej pierwszej, czyli karnawału między sierpniem 1980 roku a 13 grudnia 1981 roku, to materiał na megaprodukcję filmową, która, niestety, do dziś nie powstała.
Kiedyś Maciej Rybiński, zastanawiając się, dlaczego historia „Solidarności" nie stała się dla świata tak porywająca jak upadek muru berlińskiego, napisał, że nie ma nic pasjonującego w obrazkach facetów siedzących za stołem i palących papierosy.
Rybiński był świetnym felietonistą, a dobrym prawem felietonu jest przesada. Ale dotknął tą wypowiedzią rzeczywistego problemu: wizerunku polskiej rewolucji. „Solidarność" była jednak ruchem pokojowym, powstrzymywała się od używania przemocy, działała jawnie: nie mogła pójść na całość, podobnie zresztą jak władza. A nawet gdy ta już poszła – po kilku latach komunizm i tak zakończył się spotkaniem i porozumieniem elit, znowu w gronie facetów palących papierosy lub pijących, jak w Magdalence, wódkę.
Tyle że tak naprawdę do dziś nie zrozumieliśmy, czym właściwie był zryw lat 1980–1981. Ani jak świetny film dałoby się na tej podstawie nakręcić.
Skok przez płot, mowa z beczki
Blisko Stoczni Gdańskiej i Europejskiego Centrum Solidarności stoi kawałek dawnego muru zakładu, przedstawiany jako ten, który przeskoczył 14 sierpnia 1980 roku Lech Wałęsa. Działacz Wolnych Związków Zawodowych, który wówczas od dawna nie był pracownikiem Stoczni Gdańskiej imienia Lenina (wyrzucony z pracy za działalność w WZZ). Strajk, przypomnijmy, rozpoczął się od protestu przeciwko wyrzuceniu z...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta